poniedziałek, 4 lutego 2013

Scena, ale czy polityczna?

Przez ostatnie dwa tygodnie miałem trochę nauki. Nie było jej jednak tak dużo, by nie móc orientować się co dzieje się w życiu publicznym. Zresztą, czasem nawet jak człowiek chce się odciąć, to i tak pewne informacje do niego dochodzą. Mimo wszystko. Tak też było z poruszeniem mediów dotyczącym ustawy o związkach partnerskich. Burza wokół tego zrobiła się niemała. Jak ja zaś oceniam to całe zamieszanie? Nuda. Niby temat nowy, ale sposób dyskusji wciąż ten sam.




Długo zastanawiałem się, czy warto wypowiadać się na ten temat. Sprawa dotyczy ustawy, która została odrzucona w sejmie już ponad tydzień temu. Prawie wszyscy wzdłuż i wszerz wypowiedzieli się o niej i wydawać by się mogło, że nie da się nic więcej dodać do tej dyskusji. Czy zastanowiliśmy się jednak, czy to były dyskusje merytoryczne, dotyczące sprawy bezpośrednio, czy tylko pobieżnie potraktowaliśmy ustawę i wyjęliśmy z niej to, co najbardziej pasowałoby do atakowania osób, o przeciwnych poglądach do naszych? Zamiast mówić o istocie związków partnerskich, politycy obrzucają się (i nie tylko siebie) coraz to lepszymi epitetami zapominając, co tak naprawdę jest sednem ustawy.

Wiele osób może krytykować ustawę o związkach partnerskich za to, że może zaszkodzić instytucji małżeństwa, jako wartości wyższej. Ludzie, którzy będą w takim związku, mogą nie widzieć sensu zawierania małżeństwa, bo "co to zmieni w naszym związku?" Zaś zwolennicy tej ustawy uważają za  niedopuszczalne fakt, że aktualnie osoby, które żyją w niesformalizowanych związkach nie mają na przykład prawa do informacji o stanie zdrowia ukochanej osoby. Moim zdaniem właśnie tego typu argumenty powinne w głównej mierze przewijać się w debacie o tej ustawie. Co się zaś przewija? Zamiast tego dyskusja zeszła na zupełnie inne tory. Jakie?

Jałowe związki kontra męski kariotyp.
 Pani Poseł Krystyna Pawłowicz powiedziała, że "W relacjach homo nie ma żadnego pożycia, jest najwyżej jałowe użycie drugiego człowieka, traktowanego jak przedmiot". Oczywiście, każdy ma prawo do swojego zdania, ale...wydaje mi się, że osoba, która nie grała na gitarze, nie powinna mówić o grze na niej. Co w tym temacie ma więc do powiedzenia sześćdziesięcioletnia, bezdzietna, niezamężna kobieta? Co może wiedzieć o związku osoba, która w nim nie była? Czy to nie powoduje, że argument pani poseł staje się...jałowy? Ponadto - dlaczego pani poseł generalizuje, że w każdym związku homoseksualnym wykorzystuje się drugą osobę? Ile jest związków heteroseksualnych, w których nie ma żadnego pożycia lub jest najwyżej jałowe użycie drugiej osoby? Generalizować zawsze łatwo, o konkrety trudniej.


Pani poseł Anna Grodzka odpowiedziała, że zastanawia się, czy "Pawłowicz może mieć męski kariotyp" z racji na to, że nie ma dzieci. Zasugerowała jej też, by zbadała sobie w związku z tym geny. Z pewnością o męskim kariotypie sporo może powiedzieć osoba, która w swoim paszporcie ma wpisane imiona Krzysztof Bogdan :)  Swoją drogą, czy wy też jak patrzcie na to zdjęcie powyżej, to zauważacie pewne podobieństwo?! :D

Jedni nazywają siebie homofobami, drudzy dziwnymi lub dziwacznymi. A to wszystko dzieje się w sejmie. Wiele osób może to bulwersować. Mnie to jednak zupełnie nie dziwi. Szum, wokół tej ustawy, to nic nowego. To tylko nowy temat, o którym mówi się, jak o wszystkich innych, zamiast o sprawach naprawdę ważnych. Kryzys? A co nam kryzys, jak możemy rozmawiać o związkach partnerskich! Bezrobocie? Co będę się tym martwił, skoro mam pracę? Odcięli nam dotacje na budowę dróg? A po co je budować, jeśli i tak zaraz trzeba byłoby łatać kolejne dziury w tych nowych drogach? I tak posłowie uciekają wciąż od dyskusji o najważniejszych tematach. W Polsce nie ma prawdziwej, merytorycznej debaty politycznej. Niektórzy posłowie krzyczą, że zasady, które ma wprowadzić ustawa, nie są zgodne z konstytucją. A czy któryś z posłów zadał sobie trud by wysłać zapytanie w tej sprawie do Trybunału Konstytucyjnego?

Dziwi mnie, że zdarza się nam, odnosząc do wydarzeń politycznych, używać wyrażenia "scena polityczna". Scena to przecież wyraz, który kojarzy się natychmiastowo z teatrem. Teatr zaś to miejsce, gdzie występują aktorzy, czyli osoby, które mają nam coś wartościowego do pokazania, przedstawienia. Oczywiście możemy porównać sejm do teatru, posłów zaś do aktorów, ale to, co oni przedstawiają, jest bardzo wątpliwej jakości. Jeśli jednak weźmiemy to porównanie na poważnie, to...aż boję się myśleć o tym, co siedzi w głowie osoby, która układa scenariusz, według którego "grają" wszyscy aktorzy "sejmowego teatru"!

1 komentarz: